BIEGUN PÓŁNOCNY, BULULA, LULA I SPÓŁKA, BIEGUN POŁUDNIOWY

sobota, 9 lipca 2011

sabado

W końcu nadeszła sobota. Od dawna się tak nie cieszyłam na sobotę. Jeśli nie chodzi się do pracy pięć dni w tygodniu ale za to każdego dnia opiekuje się dzieckiem, weekend przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Każdy dzień składa się z tych samych czynności i kilku zmiennych. Na dodatek maluchy maja w sobie duże pokłady złośliwości - w dni wolne zamieniają się w skowronki i od wczesnych godzin rannych pitolą, skrzeczą i pohukują. Z tego powodu właśnie można zapomnieć o weekendowym lenistwie, wylegiwaniu się w łóżku i swobodnym popijaniu rannej kawy. No nic, przeboleję, zwłaszcza, że jak się niedawno okazało w tę sobotę będę miała chwilę tylko dla siebie. Maleństwo wyjeżdża na wycieczkę a ja zostaję sama. SAMA!!!!! Fantastycznie. Mam już porobione plany i dużo pomysłów w głowie. Przed południem muszę tylko podjąć się nie lada wyzwania i mam wolne. Założenie jest takie, że rankiem w sprytny sposób przekonuję moja córkę do spokojnego wysiedzenia i pozowania u fotografa. Jak się okazało dwu dniowy wyjazd pod Berlin nie jest takim sobie wypadem hop siup. Niby granic nie ma ale dziecko paszport mieć musi. Naiwnie wierzyłam, że w Unii można w jakiś normalniejszy sposób załatwić wyjazd za granicę, że mam jakąś wirtualną adnotację w dowodzie osobistym o istnieniu Luli  i że to wystarczy straży granicznej, która i tak nie wiadomo gdzie strażuje. Jednak nie. Rozpoczęłam więc bieganinę około paszportową a jutro jest dzień na zdjęcie. Sama trzyma za siebie kciuki bo wiem, że to nie będzie łatwe. Gdyby choć mógł z dzieckiem pozować lizaczek, ale nie. Sztywne, profesjonalne, spełniające normy foto jest wymagane. Ktoś, kto to wymyślał chyba nigdy z dzieckiem do czynienia nie miał. Nie ma co się martwić na zapas. Lepiej rozkoszować się wizją wolnego popołudnia. Sobota ma być upalna. Cudownie. W końcu odrobinę lata tego lata. Co prawda powoli zaczynam powątpiewać w uroki wysokich temperatur ale póki co nadal twierdzę, że gdy termometr wskazuje mniej niż 24 stopnie żyć się odechciewa.
A zaufanie do ciepła tracę z powodu wszechogarniających i wszędobylskich robali. Owady są moja zmorą od dzieciństwa. Z niewiadomych przyczyn moje pierwsze koszmary, a nawet lekkie halucynacje, związane były z robakami. Od czasu do czasu zdarzały się takie wieczory, ze byłam święcie przekonana, że znajdujące się pode mną prześcieradło roi się od pełzających, skaczących i biegających owadów. Siłą woli i wątłych mięśni jak największą powierzchnię mojego ciała utrzymywałam w powietrzu. Podwijałam po bokach kołdrę, gdyż kołdra i poduszka były bezpieczne, w wałeczki i kładłam tam kończyny dolne. Zatem nogi na wałkach i głowa na poduszce utrzymywały całą resztę makabrycznie wygiętą, unikającą kontaktu z robakami. Wizje prześcieradłowych owadzich ataków w końcu zniknęły, ale wstręt do robactwa nie.  Robacy wrócili i to ze wzmożoną siłą! Mury bloku, w którym mieszkam od niedawna okazały się być świetną pożywką dla (o zgrozo!) szczypawic. Zaroiło się jednego wieczora na balkonie od tego paskudztwa, ja straciłam rezon, włos się na głowie zjeżył i szaleństwo w oku pokazało. Trzeba było dnia następnego zdobyć środek i wypsikać. Wojny jednak nie koniec, bo ja wiem, że one tam są, łażą sobie korytarzami wyżartymi w murach i szykują się do zemsty. Jutro muszę znowu psikać i psikać. Podobno bestie są na tyle paskudne, że lubią wejść człowiekowi do ucha i zajadać się błoną bębenkową. Jak na złość moja głowa w nocy spoczywa przy drzwiach balkonowych. Chyba przestanę sypiać i poczekam aż się zimno zrobi, mróz zetnie, poodmraża im chitynkę lub zahibernuje. W każdym razie żyję w stresie. Co chwila wzdrygam się i nerwowo pocieram, bo mam wrażenie, że coś po mnie chodzi. Na dodatek coś wleciało do abażura i się miota, obija i brzęczy.  Serce mi staje i łomoce na zmianę. Niech już będzie rano. Jednak człowiek się czuje bezpieczniej  gdy jasność nastaje.  Poza tym znalazłam piękne zdjęcie w UPPERCASE, które mnie baaardzo zainspirowało więc niech sobota w pełni się stanie, żebym mogła sobie inspiracje wykorzystać.



2 komentarze:

Jaszmurka pisze...

Widok faktycznie inspirujący! :)

Twój opis robali wywołał we mnie odruch rozejrzenia się dookoła- chyba dzisiaj nie zasnę normalnie ahahah

Trzymam kciuki za foto :)

Agata Ma Piec pisze...

tak, aż się podrapałam :)

co do wyjazdów,to od niedawna wiem, że dzieciom można wyrabiać dowody osobiste na podróże wewnątrz unii i są ważne na dłużej niż paszport. z tego co pamiętam to na 5lat, a paszport na tylko rok!

:) łączę się w oczekiwaniu na chwile bez dzieci,żeby coś zrobić spokojnie:)