BIEGUN PÓŁNOCNY, BULULA, LULA I SPÓŁKA, BIEGUN POŁUDNIOWY

środa, 25 lipca 2012

po weekendowo













Po ciężkim tygodniu pracy i leniwej sobocie, niedzielę spędziłyśmy bardzo aktywnie. Nadia ja i moja psiapsiółka Anka wybrałyśmy się na miejskie akcje bardziej i mniej kulturalne. Puszczanie latawców na Śródce, zorganizowane przez miłośników tego niestety zaniedbanego ale jakże urokliwego zakątka naszego miasta, kiermasz i plaża w Kontenerach, spacer po Starym Rynku, a wszystko przerywane kawkowaniem i piknikowaniem. Pogoda była zmienna toteż bluza bululowa z polaru była niezbędna, a spodnie pozwalały na swobodne marszruty po poznańskich ulicach. Takich niedziel więcej poproszę.

środa, 20 czerwca 2012

w tajemniczym ogrodzie














Prace w ogródku w spodniach BULULA. Zamiatanie, wąchanie kwiatków, bieganie po schodach, wdrapywanie się na wysokości. Bardzo wygodnie i swobodnie.
Spodnie dla maluchów dostępne w sklepie na facebooku: http://www.facebook.com/pages/BULULA/205094856180744
Spodnie dla trochę starszych póki co na zamówienie: bulula.pracownia@gmail.com
Zapraszam:)

środa, 13 czerwca 2012

po kiermaszowo

W pierwszy weekend czerwca w Poznaniu w Concordia Design odbył się Kiermasz produktów dla dzieci.
Bulula tam była. Niesamowicie pozytywny odbiór Bululi. Rozmowy z ludźmi, podglądanie ich reakcji i wyborów mocno mnie ukierunkowało. Wiem już trochę więcej. Z tym ukierunkowaniem działam i szykuję się na jesień. Póki co ubranka na wiosnę i lato już w facebookowym sklepie: http://www.facebook.com/pages/BULULA/205094856180744












środa, 23 maja 2012

Napad






Ostatnio miałam napad, nie da się ukryć. Wbiła mi się taka myśl w głowę, że chcę się nauczyć robić motylki z origami i zrobić Luli ozdóbkę do pokoju a może wykorzystać owe motylki gdzieś jeszcze. Szef wyjechał w delegację, zaczął się sezon ogórkowy, pracy mniej więc w tak zwanym międzyczasie, ugniatałam papier według instrukcji w motyle. Papier drukarkowy absolutnie się nie nadaje, bo za gruby. Z kolei gazetki reklamowe na przykład z Lidla, za cienkie. Mimo wszystko udało mi się złapać ogólną ideę, choć mistrzem w origami nie zostanę. W końcu nadarzyła się okazja by zdobyć fachowy papier i złożyłam go (prawie) tak jak trzeba. Zrobiłam szkielet girlandy. Póki co tyle, bo moja kuchnia woła o pomstę do nieba po dzisiejszej obiado kolacji więc muszę tam wrócić i posprzątać. Niemniej jednak wolałabym dalej bawić się papierem... Nadia swój pokój odrobinę zdewastowała (choć to czysta twórczość) więc z umieszczeniem girlandy będzie kłopot ale dam radę. Lula dziś poza domem więc moje cudo zobaczy dopiero jutro. Mam nadzieję, że reakcja będzie pozytywna a jak nie, to girlandę sobie nad biurkiem powieszę i tyle;)

piątek, 11 maja 2012

Hair Cut






Historia włosów mojej Luli przedstawia się następująco. Maleństwo urodziło się ze zdecydowanie zarysowaną czuprynką. Nie był to gęsty włos jednakże, ku mojej uciesze, niemowlak nie był łysy. To dodatkowy punkt na skali Apgara'a ;) przynajmniej w moim rozumieniu. Po kilku miesiącach włos się przerzedził, a moje maleństwo zaczęło przypominać podstarzałego dziada, ewentualnie mnicha. Łysy środek i przerażająca korona z włosów nad uszami i na potylicy. Na szczęście i to minęło i zaczął się systematyczny, unormowany porost. Ambicjonalnie podeszłam do owego porostu. Nie chciałam ścinać córce włosów. Miały rosnąć tak długo, jak tylko się da. Lula ma włosy nie po mnie. Nie dość, ze blond to jeszcze falowano lokowane z trudnym do uchwycenia przedziałkiem, raczej jest to seria gniazd żyjących własnym życiem. Dla mnie czarna magia ale ujarzmiałam, ujarzmiałam... do momentu aż dziecko poczuło szczerą awersję do szczotki. Włos przekroczył magiczną granicę ramion, a więc dużo się go udało wyhodować, jednakże wspomniana przed chwilą awersja do urządzeń czeszących spowodowała, że we włosach również własnym życiem zaczęły egzystować kołtuny nie do przejednania. Poddałam się więc i ambicję odłożyłam na bok. Wykonałam telefon i córkę zapisałam na ścięcie do Czuprynki. W tajemnicy przed Lulą wywiozłam ją na Hulewiczów. L. doskonale zna się na topografii miasta a przynajmniej północnych i południowych rejonach tak też lęk przed nieznanym odezwał się jeszcze zanim dotarłyśmy do Czuprynki.
A w Czuprynce bardzo miło. Fajne wnętrze, nie przebajerowane ale wszystko ze smakiem wymyślone i zaaranżowane. Poczekałyśmy chwilę na kanapie i w końcu Lulik wskoczył na fotel. i z bardzo obrażoną miną (co widać na zdjęciach, niestety kiepskiej jakości bo do uchwycenia tego historycznego momentu miałam jedynie telefon komórkowy) dał sobie skrócić i wycieniować włosy. W ramach relaksu i odwrócenia uwagi od dyskomfortu jaki mogło wywołać rozczesywanie i definitywne pozbywanie się kołtunów, moje wyrośnięte maleństwo oglądało "Przygody Kota Filemona", a stratę wątpliwej urody, przez zmechacenie, loków wynagrodził lizak i oczywiście obietnica wizyty w cukierni i zjedzenie "dwa kulek" lodów.  Włosy przez chwilę się wyprostowały ale po wieczornej kąpieli znów powrócił skręt i Nadia znowu wyglądała jak "mała rozróba" i o to chodziło:)