BIEGUN PÓŁNOCNY, BULULA, LULA I SPÓŁKA, BIEGUN POŁUDNIOWY

piątek, 1 lipca 2011

głupotki

Ostatnie zdobycze po wizycie u dziadka. Swego czasu dziadek miał księgarnię i sklep papierniczy w jednym z niewielkich miasteczek w Schwarzwaldzie. Miał tam mnóstwo cudownych rzeczy i jako ośmiolatka umierałam z zachwytu nad zwojami i rolkami kolorowych naklejek. Nie ukrywam, że i dziś oczy mi się świecą jak patrzę na opalizujące pajacyki i welurowe strusie. Mam nadzieję, że N. podziela mój zachwyt.


To niesamowite, że jak człowiek dorobi się potomstwa to może sobie pozwolić na jawne powroty do dzieciństwa i dziecięcych zachcianek. Nie trzeba się "postarzać" makijażem ani strojem, a prośba ekspedientki o okazanie dowodu podczas kupowania piwa cieszy/bawi jak cholera. Dlatego też bezwstydnie namówiłam moja mamę na prezent dla siebie w postaci mini katarynki z Moulin Roty.

2 komentarze:

nasza szafa pisze...

katarynka cudownaa

Jaszmurka pisze...

Ja niby dzieci nie mam... wiek też dla niektórych (bo z pewnością w moim odczuciu nie) zobowiązujący do posiadania męża i czegotamjeszcze.
Ale wyrobiłam sobie wśród ludzi (lata pracy...lata pracy :P ) takie przeświadczenie, że mi wolno być dzieckiem. Że ja zawsze mam niepoważne myśli ;) więc korzystam korzystam. A jak mamą zostanę to z pewnością sobie ulżę jeszcze bardziej!

Dziecko trzeba w sobie pielęgnować ;) o.