BIEGUN PÓŁNOCNY, BULULA, LULA I SPÓŁKA, BIEGUN POŁUDNIOWY

piątek, 11 maja 2012

Hair Cut






Historia włosów mojej Luli przedstawia się następująco. Maleństwo urodziło się ze zdecydowanie zarysowaną czuprynką. Nie był to gęsty włos jednakże, ku mojej uciesze, niemowlak nie był łysy. To dodatkowy punkt na skali Apgara'a ;) przynajmniej w moim rozumieniu. Po kilku miesiącach włos się przerzedził, a moje maleństwo zaczęło przypominać podstarzałego dziada, ewentualnie mnicha. Łysy środek i przerażająca korona z włosów nad uszami i na potylicy. Na szczęście i to minęło i zaczął się systematyczny, unormowany porost. Ambicjonalnie podeszłam do owego porostu. Nie chciałam ścinać córce włosów. Miały rosnąć tak długo, jak tylko się da. Lula ma włosy nie po mnie. Nie dość, ze blond to jeszcze falowano lokowane z trudnym do uchwycenia przedziałkiem, raczej jest to seria gniazd żyjących własnym życiem. Dla mnie czarna magia ale ujarzmiałam, ujarzmiałam... do momentu aż dziecko poczuło szczerą awersję do szczotki. Włos przekroczył magiczną granicę ramion, a więc dużo się go udało wyhodować, jednakże wspomniana przed chwilą awersja do urządzeń czeszących spowodowała, że we włosach również własnym życiem zaczęły egzystować kołtuny nie do przejednania. Poddałam się więc i ambicję odłożyłam na bok. Wykonałam telefon i córkę zapisałam na ścięcie do Czuprynki. W tajemnicy przed Lulą wywiozłam ją na Hulewiczów. L. doskonale zna się na topografii miasta a przynajmniej północnych i południowych rejonach tak też lęk przed nieznanym odezwał się jeszcze zanim dotarłyśmy do Czuprynki.
A w Czuprynce bardzo miło. Fajne wnętrze, nie przebajerowane ale wszystko ze smakiem wymyślone i zaaranżowane. Poczekałyśmy chwilę na kanapie i w końcu Lulik wskoczył na fotel. i z bardzo obrażoną miną (co widać na zdjęciach, niestety kiepskiej jakości bo do uchwycenia tego historycznego momentu miałam jedynie telefon komórkowy) dał sobie skrócić i wycieniować włosy. W ramach relaksu i odwrócenia uwagi od dyskomfortu jaki mogło wywołać rozczesywanie i definitywne pozbywanie się kołtunów, moje wyrośnięte maleństwo oglądało "Przygody Kota Filemona", a stratę wątpliwej urody, przez zmechacenie, loków wynagrodził lizak i oczywiście obietnica wizyty w cukierni i zjedzenie "dwa kulek" lodów.  Włosy przez chwilę się wyprostowały ale po wieczornej kąpieli znów powrócił skręt i Nadia znowu wyglądała jak "mała rozróba" i o to chodziło:) 

1 komentarz:

Jaszmurka pisze...

Super się czytało historię :)

Wnętrze fryzjera bardzo fajne- dla dzieci jak znalazł :D

Jeżeli Cię to jakoś pocieszy (czy też zmartwi ;) ) to ja mimo swojego wieku też ze szczotką na bakier jestem- po prostu mnie irytują takie wynalazki 8)
A do fryzjera do niedawna (bo też ścięłam włosy i teraz częściej muszę bywać) chodziłam od wielkiego dzwonu- nie lubię. I nie rozumiem jak kobiety potrafią chodzić raz w miesiącu, relaksować się i jeszcze gadać o czymś z fryzjerką ahaha no jest to dla mnie nie do ogarnięcia. Czasem czuję się jak facet w tej konkretnej sprawie 8)

A piję do tego (bo jakiś przydługi ten wywód mi wyszedł), że doskonale Twoją córkę rozumiem :)

alleluja,koniec! ahahaa

pozdrawiam! :)